
* 3 lata wcześniej
23 września 2010 roku

- Nie bój się. Nic Ci nie zrobię. Chciałaś do toalety to chodźmy.- wymusiłam lekki uśmiech, ale mogę się założyć, że bardziej przypominał grymas. Szłam powoli za nim, aż dotarliśmy do ubikacji, weszłam i rozejrzałam się dookoła, ale nic nie zobaczyła. Nie wiem czego się spodziewałam. Mój wzrok utknął na nim, patrzał mi się prosto w oczy, a ja nie wiedziałam o c mu chodzi, przecież mnie już przyprowadził, może już sobie iść. Czy on myśli, ze ja się będę przy nim załatwiać i kąpać. O NIE!
- B.. Będziesz, tu tak stał?
- Kazali mi Cię pilnować, więc raczej tak.
- Serio? Jestem w łazience, gdzie miałabym niby uciec? Przez okno? Jeśli tak myślicie to gratuluje mojemu braciszkowi inteligencji.
- Pyskata jesteś.! Nikt nie nauczył Cię kultury do starszych?! - wysyczał przez zaciśnięte zęby, aż podskoczyłam i od razu moja pewność siebie spadła.
- Masz 30 minut na załatwienie twoich spraw radzę ci się pośpieszyć, będę za drzwiami.- wyszedł, a teraz co? Nie stój głupia tylko coś zrób! Kręciłam się wokół własnej osi. Szybko podbiegłam do wanny i spuściłam wodę by nie nabrał podejrzeń. Starałam się wymyślić jakiś plan, ale moja głowa była pusta, weszłam do napełnionej wanny wodą, strasznie szczypały mnie rany na nogach. Syknęłam z bólu. Położyłam się i myślałam nad tym co teraz będzie, zostało mi mało czasu, wyjdę i z powrotem pozwolę się zamknąć? Nie nie mogę na to pozwolić.
Nie mogę pozwolić na to aby ten skurwiel znowu mi to zrobił. Zanurzyłam twarz we wodzie, nie wiem ile tak wytrzymam, ale nie wrócę tam, nie ma mowy. Zaczęło mi brakować powietrza, ale nie miałam zamiaru się wynurzać. Woda dostawała się mi do buzi, a ja się krztusiłam. Nie miałam już siły, moje ciało odmawiało posłuszeństwa. To koniec, nie wiedziałam,że moje życie skończy się tak marnie. Gdy nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za włosy i wynurza. KURWA!!!!!! Kaszlałam jak głupia i nie mogłam uspokoić swojego oddechu. To nie miało się tak skończyć. Zostałam wyciągnięta z wanny i opatulona ręcznikiem. Komu się teraz zachciało bawić w opiekuńczego, co? Gdy już w miarę się uspokoiłam zobaczyłam Louisa.
- Co? Czemu ? Czemu nie pozwoliłeś mi z tym skończyć? Czemu? W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, ale nie chciałam mu pokazać jaka jestem słaba. Nie mogłam. On nic nie powiedział tylko wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju, położył na łóżku i poszedł. Nie zamknął drzwi. To jest moja szansa, ale byłam zbyt słaba by się ruszyć. BÓG SIĘ CHYBA MNĄ BAWI! Wrócił przyszedł z kubkiem ciepłej herbaty i kanapkami. Otuliłam się szczelniej kocem i wzięłam od niego napój. Czy mogę mu ufać? Czemu to robi? Patrzał na mnie i się lekko uśmiechał. Po kilku łykach, obraz zaczął mi się zamazywać, stałam się senna.